Posty

Wyświetlam posty z etykietą Dzieci

Puc, Bursztyn i goście

Obraz
Wahałam się przed powrotem do mojej dawnej lektury szkolnej, ale było warto. Język Grabowskiego jest bardzo bogaty, zmysł obserwacji wyczulony, a sympatia do zwierząt wielka. I albo był psiarzem albo "Puc, Bursztyn i goście" wyszedł mu lepiej niż "Puch, kot nad koty". Albo też działa tu moja nostalgia.  Zastanawiam się też, czy to jego córka była tą Krysią, a gosposia Katarzyną z obu książek? Napisał je tak, jakby o własnej rodzinie opowiadał. I chyba faktycznie domownicy lubili dawać zwierzętom bułkę namoczoną w mleku z cukrem lub mocno osłodzoną herbatę. Ten motyw powtarza się zarówno w kocich, jak i psich historiach. Historiach sprzed kilkudziesięciu lat. Info dla osób niewidomych: na okładce wymalowane są cztery psy. Białobury Puc stoi bokiem, złotobrązowy Bursztyn siedzi wpatrzony w białoczarnego Mikado, drobnego pieska usadowionego na poduszce. Na przedzie stoi z podniesioną łapką rachityczny Tiuzdejek w czerwonym fraczku. Tło jest słomkowe, by nie odwracać uw...

Szneka z glancem i inne książki gwarą pisane

Obraz
Mowa poznaniaków przypomina drożdżówkę. Dół z języka literackiego, kruszonka z potocznego, tu i ówdzie gwarowe owoce. Rzadko kto potrafi układać całe zdania gwarowe. Stare pokolenie wymiera, nowe woli angielski. I jest mnóstwo przyjezdnych, których dzieci dopiero po zetknięciu się z kolegami z innych części Polski odkryły, że to, co brały za gwarę uczniowską, wcale nią nie było. Z kolei ich dzieci masowo mają okazję porównywać język polski z ukraińskim i angielskim. Powoli przestajemy się wstydzić gwary, a nawet zaczynamy ją celebrować. Pojawiają się książki dla dzieci i dorosłych. Choćby "Szneka z glancem" Elizy Piotrowskiej czy "Dómek Szpeniolka" ("Chatka Puchatka") Juliusza Kubla. A wcześniej "Misiu Szpeniolek" ("Kubuś Puchatek") czy "Książę Szaranek" ("Mały Książę"). Kłopot w tym, że gwara to język mówiony. Zapisując ją, zatapiamy ją w bursztynie. Pięknieje, ale i zastyga. Kłopot większy, że nie jest modna. Pojed...

Kraków dla dużych i małych

Obraz
Dwa przewodniki, które przeczytaliśmy przed podróżą do Krakowa, bardzo nam pomogły. Najbardziej ten Barbary Gawryluk, Łucji Malec-Kornajew oraz Przemka Liputa. To prawdziwa kopalnia wiedzy historycznej, kulturowej, kulinarnej i rozrywkowej. Rzecz idealna dla rodziny z dziećmi w wieku szkolnym. Z jednym zastrzeżeniem. Niezbyt nadaje się do targania jej ze sobą podczas zwiedzania. Jest zbyt duża! Z kolei przewodnik Marty Spingardi ma rozmiar i zakres kieszonkowy. Sama treść pasuje bardziej do przedszkolaków i dzieci wczesnoszkolnych. A także do starszych osobników, lubujących się w uzupełnianiu zdań, zakreślaniu, rysowaniu i wyklejaniu kolaży czy chowaniu pamiątek z podróży. Ten przewodniko-pamiętnik ubarwiają ilustracje Marianny Oklejak, znanej nam z serii książek o Basi.

Nudzimisie

Obraz
Przesympatyczna lektura. Niby dla przedszkolaków, lecz długość raczej dla dzieci wczesnoszkolnych. Ilustracje pojawiają się gęsto, czcionka w sam raz do samodzielnego czytania. Choć akurat moje dziecko wolało słuchać. I choć wiedziało, że Nudzimisie nie istnieją naprawdę, to zadziwiająco często woła z przekonaniem "Nudzi mi się!!!". Czyżby akurat spały? A może bawią Szymka i stąd te opóźnienia? 

Drzewo do samego nieba

Obraz
Przepiękna i prosta historia. Czytając ją, poczułam się jak mała dziewczynka. Widziałam siebie siedzącą na takim właśnie drzewie. Wysoko, dyndającą nogami. Widzącą, lecz samą nie będąc widzianą. Z przyjacielem, ludzkim lub kocim. Wyciągnij rękę i chodź. Wejdź na to drzewo. Posłuchaj, jak szumi. Niech magia trwa. 

Małpek

Obraz
Małpek nie od razu zorientował się, kim jest. Najpierw powstał tułów i nogi. Umiał więc biegać i odczuwać głód, lecz nic nie widział ani nic nie słyszał. Potem dostał ręce. Łapał nimi, co popadnie. W końcu przyszyto mu pyszczek. A gdy dostał guzikowe oczka i wyszyte czerwoną nitką usta, wydał okrzyk radości.  Ale, zaraz? Czemu nie słyszał sam siebie? Mama szybko odczepiła mu uszy. Grube i mięsiste, tak jak prosił jej Synek. Małpek był prawie gotów. Mógł skakać i fikać koziołki. Czuł jednak, że nadal czegoś mu brakuje. Nagle pacnął się łapką w łepek! Ogon! Chciał mieć ogon! Wiercił się tak strasznie, aż Mama zrozumiała. Dorobiła mu i ogon. Wtedy okręcił się wokół siebie pięć razy i wskoczył Chłopcu na szyję. Uszczęśliwiony pacał go po twarzy łapkami. To zawisał na nim na nóżkach, to na ogonku. Piszczał i krzyczał i choć Mama go nie słyszała, to Synek słyszał aż nazbyt dobrze. - Jak go nazwiesz? - spytała z uśmiechem. - Małpek - wyszeptał Chłopiec - a Małpkowi ze szczęścia zakręciło ...

Myszonek, czyli dziecko podpatrzone

Obraz
Przesympatyczna i zabawna książeczka. Świetna do czytania przedszkolakowi, jak i samodzielnej lektury starszaka. Drugorodny czytał i chichotał. A te rysunki! Niby proste, lecz finezyjne, obficie po książce rozsiane. Miód malina, radość matki i syna!

Oblicza rodziny

Obraz
Jak różna potrafi być rodzina, pokazują na przykład te dwie książki. Jej członkowie mogą mieć problemy, a mimo to wspierać siebie nawzajem. A przynajmniej wspierać dzieci. I to właśnie widać w "Tajemnicy wiklinowego koszyka" Markety Zinnerovej. Natomiast we "Wronach" Petry Dvorakovej widzimy rodzinę pozornie normalną, a faktycznie patologiczną. Przemoc psychiczna przechodzi w fizyczną, przy czym to ta psychiczna dominuje. I tak jak śledząc perypetie Klarki z "Tajemnic..." można się odprężyć, tak poznając Basię i jej otoczenie czujemy bezradność i rosnące napięcie. Napięcie, któremu nie będzie dane ujść bez konsekwencji. To nie bajka, niestety. Coś jeszcze, oprócz rodziny, łączy Klarkę i Basię. Nieświadomość rodziców. Jedni i drudzy są przekonani, że wszystko, co robią, robią dla dobra córki. A jednak ją odrzucają. Tylko że w przypadku Klarki, jest to lekkie i odwracalne, co zresztą dzieje się na końcu, gdy uświadamiają sobie swój błąd. W przypadku Basi jes...