Puc, Bursztyn i goście
Wahałam się przed powrotem do mojej dawnej lektury szkolnej, ale było warto. Język Grabowskiego jest bardzo bogaty, zmysł obserwacji wyczulony, a sympatia do zwierząt wielka. I albo był psiarzem albo "Puc, Bursztyn i goście" wyszedł mu lepiej niż "Puch, kot nad koty". Albo też działa tu moja nostalgia.
Zastanawiam się też, czy to jego córka była tą Krysią, a gosposia Katarzyną z obu książek? Napisał je tak, jakby o własnej rodzinie opowiadał. I chyba faktycznie domownicy lubili dawać zwierzętom bułkę namoczoną w mleku z cukrem lub mocno osłodzoną herbatę. Ten motyw powtarza się zarówno w kocich, jak i psich historiach. Historiach sprzed kilkudziesięciu lat.
Info dla osób niewidomych: na okładce wymalowane są cztery psy. Białobury Puc stoi bokiem, złotobrązowy Bursztyn siedzi wpatrzony w białoczarnego Mikado, drobnego pieska usadowionego na poduszce. Na przedzie stoi z podniesioną łapką rachityczny Tiuzdejek w czerwonym fraczku. Tło jest słomkowe, by nie odwracać uwagi od psich bohaterów. A same psy bardzo udanie namalowane akwarelą.
bardzo fajnie, że wprowadziła Pani opisy dla osób niewidomych. Bardzo dobry pomysł i jeśli przeczyta mój komentarz osoba niewidoma, serdecznie ją pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia czy jakakolwiek taka osoba ten blog czyta. Ale jeśli czyta, to oby jej się te opisy na coś przydały.
UsuńUprzedzam tylko lojalnie, że będą bardzo subiektywne jak całe moje pisanie. Nie znoszę tych robotycznych, z wszelkich emocji wypranych.