Posty

Wyświetlam posty z etykietą Podróże

The Culture Map

Obraz
An interesting and useful book recommended to me some time ago by Cedric. The only Cedric I know actually😄 It's written in a clear, American way, but fortunately not too American😄. The only default for me was that Poland was mentioned only twice on the graphs, so I had to try to find our place rather blindly. But even then the examples of other countries from the whole world showed me the richness of possibilities that can both be problematic, but can also turn to a big advantage of multicultural teams. Navigating them is maybe not easy, but is fascinating.  So, if you work with foreigners, go abroad or are simply curious, don't think twice. Get a copy of Erin's book and start diving into this sea.

Sztokholm, czyli spokój bez nudy

Obraz
Fajnie dla odmiany wybrać się do miasta, w którym jest mniej ludzi, mniej pośpiechu, mniej szaleństwa innych europejskich stolic (z wyjątkiem Amsterdamu, bo to osobna bajka). Jeszcze fajniej przed i w trakcie takiej podróży relację osoby miejscowej, a zarazem niemiejscowej poczytać. Bo taką właśnie osobą jest Katarzyna Tubylewicz, emigrantka od lat dwudziestu. Widzi Sztokholm zarówno z zewnątrz, jak i od środka. I jest to spojrzenie krytyczne, choć mocno sympatią przesycone. Dobrze się to czyta. Dodałabym jednak indeks osób i miejsc, byłoby łatwiej wyłapać te, na których nam najbardziej zależy. Dla dzieci nie ma tam za wiele, o czym autorka, jako matka dorosłego syna, lojalnie uprzedza. Ale nawet te tropy, które podała, były świetne (Junibacken i Kulturhuset). Sama dodałabym jeszcze plac zabaw Brygartäppan. Aż chciałoby się je jakimś magicznym sposobem do Polski zabrać. 

Podróże w czasie

Obraz
Kto kiedykolwiek pragnął podróżować w czasie, poproszę o łapkę w górę. Wersja light - cofamy się o jakieś sto lat i podróżujemy po świecie w roli pani z dobrego domu, której lekarz zalecił wyjazd ze względu na melancholię czy inne takie. Z uwagi na to, że po powrocie znowu będzie nam wolno jedynie robić za paprotkę, rozważamy wieczny niepowrót z wojaży. Wersja średnia - cofamy się tyle samo, ale tym razem przemierzając Afrykę na rowerze, by po powrocie umrzeć z wycieńczenia. Po drodze poznajemy całe mnóstwo przyjaznych plemion i chmarę nieprzyjaznych komarów. Wersja science-fiction - cofamy się o cztery stulecia, by rozwalić system rodzinny w dworku pewnej ubogiej wdowy. Poza tym poznać, co to ciężka praca, wyzysk człowieka przez człowieka oraz zgłębić dytkologię stosowaną. To jak? Kto się pisze na takie wyprawy?

Będzie kwas

Obraz
Wiem, że jak nic nie napiszę, to będzie kwas. A bardzo nie lubię psuć ludziom zabawy. Tylko, że ja za spokojna jestem. Mnie przygody omijają z daleka. Nawet na takim Krymie jedyne, co mnie spotkało, to uciekające marszrutki. Zanim zdążyłam przeczytać napis dokąd taka jedzie (ściąga z alfabetem zawsze przy sobie), widziałam już tylne tablice rejestracyjne. Gdyby nie mój świeżo poślubiony mąż, nie zajechalibyśmy dalej niż do Bakczysaraju. Swoją drogą jest tam takie zatrzęsienie kotów, że właściwie moglibyśmy się tam osiedlić. Do tego czeburieki z czarnuszką jako chleb nasz powszedni. I gdy jest ciemno, to tak, że własnej ręki nie znajdziesz. Żyć, nie umierać. W Sudaku wyszedł na jaw mój analfabetyzm cyryliczny (Cygak? pomyliliśmy miasto czy jak?), natomiast w Eupatorii babuszki już tak o nas nie walczyły. Z negocjacji noclegu w hrywnach przeszły na dolary. Pierwszy raz poczuliśmy się biedotą. Ostatecznie pani z agencji pośrednictwa wynajęła nam pokój we własnym domu. O luksusie! Tam był