Posty

Wyświetlam posty z etykietą Czytanki

Puc, Bursztyn i goście

Obraz
Wahałam się przed powrotem do mojej dawnej lektury szkolnej, ale było warto. Język Grabowskiego jest bardzo bogaty, zmysł obserwacji wyczulony, a sympatia do zwierząt wielka. I albo był psiarzem albo "Puc, Bursztyn i goście" wyszedł mu lepiej niż "Puch, kot nad koty". Albo też działa tu moja nostalgia.  Zastanawiam się też, czy to jego córka była tą Krysią, a gosposia Katarzyną z obu książek? Napisał je tak, jakby o własnej rodzinie opowiadał. I chyba faktycznie domownicy lubili dawać zwierzętom bułkę namoczoną w mleku z cukrem lub mocno osłodzoną herbatę. Ten motyw powtarza się zarówno w kocich, jak i psich historiach. Historiach sprzed kilkudziesięciu lat. Info dla osób niewidomych: na okładce wymalowane są cztery psy. Białobury Puc stoi bokiem, złotobrązowy Bursztyn siedzi wpatrzony w białoczarnego Mikado, drobnego pieska usadowionego na poduszce. Na przedzie stoi z podniesioną łapką rachityczny Tiuzdejek w czerwonym fraczku. Tło jest słomkowe, by nie odwracać uw...

Wolni Ciut Ludzie czyli Przygody Nie Alicji w Krainie Nie całkiem czarów

Obraz
Dawnom czegoś tak zaskakującego nie smakowała. Czegoś tak skrzącego się dowcipem, tak fantazyjnego, tak dogłębnie naturę ludzką ukazującego. I tak, są tu zadziorne karły, potwory przeróżne, szczypta magii, światy równoległe, sen we śnie, wiara i sceptycyzm. Lecz jest i zagoniona mama, bardzo tatusiowaty tatuś (który śmiał się i płakał jednocześnie), nadęty baron z niewiele mniej nadętym synem, dużo owiec i dwa niezwykłe psy, budząca respekt babcia Obolała, okrutna królowa i wreszcie sama Tiffany Obolała. Dziewięcioletnia dziewczynka z patelnią w dłoni i umysłem jak żyleta. A mówili, że na Kredzie żadna czarownica wyrosnąć nie może. Info dla osób niewidomych: okładka jest żółta, z dwiema postaciami - panną Perspikacją Tyk w czarnej szacie, standardowym czarnym spiczastym kapeluszu, na którym przysiadł brązowy ropuch, trzymająca w ręku dziwny mobil z patyków, sznurka i kamienia oraz rzeczoną Tiffany z nieodzowną patelnią, w znoszonej jasnobłękitnej kiecce, z fartuszkiem u pasa, w o wiele...

Z nosem w smartfonie czyli gdzie?

Obraz
To chyba pierwsza publikacja, która pozytywnie mówi o roli smartfonów i internetu w życiu młodzieży, jednocześnie nie bagatelizując mrocznych stron technologii. Gdybym miała podsumować ją w kilku zdaniach, powiedziałabym tak: Bądź uważny_a i bądź ze swoim dzieckiem/ uczniami. I nie bój się zadawać pytań im i sobie.  Nie tylko tych fundamentalnych. Także tych głupich. Zwłaszcza tych głupich. Info dla osób niewidomych: okładka jest prosta, niewiele tracicie. Pomarańczowe tło, na nim kształt smartfonu z nazwiskiem autora (Karol Jachymek) i tytułem (Z nosem w smartfonie. Co nasze dzieci robią w internecie i czy na pewno trzeba się tym martwić?).

Maddaddam

Obraz
W całej trylogii akcja rozwija się z wolna, potem przyspiesza, by znaleźć kulminację w ostatnim tomie. Warkocz zostaje spleciony, zagumkowany, a my możemy tylko patrzeć. Zostać z poczuciem żalu, że to już. I wdzięczności za to, że podróż ta była nam dana. Tęsknoty za Toby, Zebem, Czarnobrodym. Zwłaszcza za Toby. A jednocześnie obawy, że wizja Atwood może się ziścić. O ile nadal będziemy tak bezmyślnie wyzyskiwać naszą planetę. 

Rok Potopu

Obraz
O ile czytanie "Oryks i Derkacza" nieco mi się dłużyło, to w "Roku Potopu" już tak nie było. Wieczne reminiscencje Yeti - Jimmiego, jego męczenie się w poszukiwaniu ludzi z jego czasu (bo przecież Derkaczanie nie byli z jego plemienia) zastąpiły barwne opisy perypetii Bożych Ogrodników. Tu też przesuwałam się po linii czasu w obie strony, lecz było to o wiele mniej bolesne. Pewnie przez to, że bohaterowie nie byli tak przeraźliwie samotni jak Jimmy. Poza tym Oryks i Derkacz narysowani zostali zaledwie kilkoma kreskami. Natomiast Ren i Toby to postacie z krwi i kości, w dodatku w różnym wieku i różnie opisane. Ren w narracji pierwszoosobowej, co podkreśla jej wrażliwość. Toby zaś w trzecioosobowej, co ma pokazać jej siłę. Siłę, którą chętnie by komuś oddała, gdyby tylko mogła sobie na to pozwolić.  Przepraszam za kwadratowy opis. Trzecia część trylogii jest boska, więc niespecjalnie mam ochotę polerować opisy poprzednich. 

Oryks i Derkacz

Obraz
Postapokaliptyczna wizja naszej planety. Teraźniejszość współczesnego Robinsona Crusoe przeplatana wspomnieniami z przeszłości. Przeszłości, która wygląda jak nasza teraźniejszość, tylko mocniej przyprawiona. Tempo akcji nieśpieszne, dużo szczegółów.  Więcej nie napiszę, by nie spojlerować. Czytam właśnie drugą część tej trylogii. Przeczuwając co będzie. Licząc na ocalenie choć kilku osobników starej rasy ludzkiej. Rozmyślając jak dalej rozwinie się rasa Derkaczan. I co stanie się z resztą żywych istot.

Kamień na kamieniu

Obraz
Cmentarz, droga, bracia, ziemia, matka, płacz, Alleluja, chleb, brama. To tytuły rozdziałów.  Szymon Pietruszka, chłop, babiarz, opój, partyzant, pacjent, opiekun, trochę filozof. Jego życie, zmagania, praca, seks, zakochanie (bo przecież nie miłość to była), opieka nad bratem, depresja tamtego. Miłość do rodziny, do zwierząt, do ziemi wreszcie. Szymon nie cacka się ze sobą, nie stać go na to. Bierze się za bary z życiem. Raz wygra, raz przegra. I mówi prosto, niekiedy prostacko. Lecz zawsze szczerze. 

Puch, kot nad koty

Obraz
Ani to dobre, ani złe. Z jednej strony bystre oko do zachowań kocich i psich, plastyczny język, a wszystko okraszone akwarelami w klasycznym stylu. Z drugiej widać dużo uczłowieczania zwierząt. O ile ich gadanie bywa urocze, o tyle przekonanie autora, że koty uwielbiają mleko z bułką, a jeszcze bardziej cukier bardzo mnie drażniło. To mleko mogę jeszcze zrozumieć, w końcu te ponad siedemdziesiąt lat temu, gdy po raz pierwszy wydano tę książkę, ludzie słabo się kocią dietą interesowali. Ale cukier?!? 

Paris n'est pas une ville de m****!

Obraz
Il est difficile de trouver un guide pour une touriste telle que moi-même. Une touriste qui a visité Paris deux fois déjà et qui parle la langue, mais qui ne connait la culture que superficiellement. Car des guides pour des ignorants parfaits l'ennuient et des guides pour les Français sont encore trop compliqués. Puisqu'elle a des autres clichés dans sa tête. Ce fût ma troisième visite de la Ville Lumière. Je n'ai jamais fétichisé Paris, je fétichise tout le pays;) Mais ce qui me semble intéressant est que je trouve sa capitale de plus en plus réelle et cela la rend plus intéressante, non moins. C'est une ville mosaïque où les ruelles des anciens villages touchent les rues d'une métropole. Les avenues de luxe ne sont pas loin de la crasse des autres coins. C'est une ville des musées de classe mondiale et des graffitis. Une ville à flâner pendant des heures et foncer son atmosphère. Une ville que j'aimerais non seulement comprendre, mais avant tout sentir. Co...

Nie zdążę

Obraz
Reportaż o codziennym dramacie transportowym mieszkańców małych miast i wsi. O walce działaczy i kolejarzy o to, by zbiorkom jednak działał. O pociągizmie, niedasizmie, wygaszaniu popytu, Królestwie Chaosu Pekape, o liczbach, które krzyczą. O całym wszechświecie, o który jedynie się ocieram, bo szczęśliwie urodziłam się i mieszkam w dużym mieście, w którym zbiorkom akurat działa.  Książka niedoskonała, lecz jakże potrzebna. Studenci, politycy wszystkich szczebli, ludzie dobrej woli czytajcie. I zmieniajcie, by bliżej nam do pobliskich Czech niż do Stanów było.

Ania z Zielonego Wzgórza

Obraz
Znacznie bardziej przemawia do mnie oryginalny* tekst LMM. A i tak połknęłam komiks jednym chapsem. Dlaczego? Nie miałam ochoty na nic poważnego, a te słitaśne rysunki w bibliotece kusiły. Wolałabym jedynie, by Ania nie mówiła "łał" czy "o rany", bo nigdy tak nie mówiła. I żeby czcionka była nadal czytelna, ale ręczna. A nie taka, jakby ktoś ją wydrukował z komputera. Ale może w Korei tak się właśnie robi? Ktoś coś wie? *No dobrze, nie oryginalny, a przetłumaczony z angielskiego przez Pawła Beręsewicza. I to tylko dwa tomy. Kolejne to już stare tłumaczenia, do których musiałam się przyzwyczaić, by poznać całą serię. Serię nierówną, lecz nie o tym jest ten wpis. 

Podróż smokiem Diplodokiem

Obraz
Lubisz smoki? Zabawę rysunkiem i słowem? Przygody? Roztargnionych naukowców? Antytalencia czarodziejskie? Dziarskie gosposie?  Taką zabawę zafunduje ci zarówno komiks, jak i film o smoku Diplodoku. Oba dobre, choć do mnie mocniej przemawia oryginał Baranowskiego. Zatrzymanie się na każdym kadrze to rzecz filmowi niedostępna. Poza tym wolę ręczny, dwuwymiarowy rysunek tuszem i akwarelą od animacji komputerowej. Z drugiej strony film mówi coś o Autorze, czego komiksy wprost nie przekazują. Coś ważnego dla każdego twórcy.  Przekonaj się o tym sam_a. 

Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę

Obraz
Oszałamiająca proza. Pełna bólu i miłości, przemocy i czułości, tęsknoty i chwil spełnienia. Poczucia wyobcowania. Chcesz czy nie, wchodzisz pod skórę Pieska. Patrzysz jego oczami i czujesz to, co on. Lub przynajmniej obserwujesz to z bardzo bliska. Właśnie tak chciałabym pisać. Bez taryfy ulgowej. Bez granic.

Zagajewski i już

Obraz
Jakie to liryczne  intymne  bezbronne  Może więc  zatrzymaj się  i chłoń?

Dni bez końca

Obraz
Pierwszą połowę książki czytałam bez większego zainteresowania. Ot, historia życia dwóch facetów z dziewiętnastego wieku. W dodatku pisana sto pięćdziesiąt lat później i fikcyjna. Czekałam na przełom, którym miało być przygarnięcie indiańskiej dziewczynki. Nadal jednak było zwyczajnie. Aż wybuchła wojna secesyjna. Ładne słowo określające rzeź, wszechogarniający głód i bezprawie. Na tym tle miłość Thomasa i Przystojnego Johna, ich opieka nad małą Winoną jawi się niczym kwiat na pustyni. Ich walka o zwykłe życie, dramatyczne okoliczności przemawiają mocno. A Thomasowe przebieranie się za kobietę staje się czymś oczywistym i pożądanym. 

Kwiaty dla Algernona

Obraz
Prosta historia o poważnych implikacjach. Szczegółów opisywać nie będę, nie lubię zabierać innym własnych odkryć. Ważniejsze wydają mi się pytania zawarte w książce. Czym jest inteligencja? Godność osobista? Co daje nam szczęście? Po co właściwie żyjemy? I jeszcze forma. Pamiętnik daje nam bezpośredni wgląd w czyjś umysł. I albo autora pamiętnika polubimy, albo nie.  Mój dystans do Charlie'go Gordona wynosi zero. Jego ból jest moim bólem. Jego radości moimi. Jego dramat rozwala mi mózg.  

Saturnin

Obraz
Kilkoro bohaterów. Ich przenikające się losy. Wielka czułość. Ogrom wyobraźni. Świadomość własnej niemocy. Kruchości. Katharsis i twórczość splecione w coś, co zapiera mi dech. 

Ponadprzeciętne monstrum

Obraz
Zdarzyło się tak, że Pierworodnej coś do czytania kupić chciałam. Komiks raczej niż książkę, bo takie ma upodobania. Miało być ciekawie, nie dziecinnie, lekko mrocznie, lecz bez przesady. Chyba się udało, choć okaże się jeszcze, co powie sama zainteresowana. Lub niezainteresowana, któż to wie? Oczywiście nie wytrzymałam i potestowałam oba tomiki. "M jak monstrum" kupił mnie w kilka sekund. Dużo emocji, kilkoro wyrazistych bohaterów, klasyczna kreska, oszczędne użycie barw. Wszystko to razem z przemyślaną fabułą było tak mocne, że podczas lektury wręcz słyszałam krzyki, szlochy i ciche rozmowy. I nie dzieliłam postaci na dobre i złe.  Z "Ponadprzeciętnymi" było już gorzej. Sam pomysł w porządku, ale to wykonanie. Postacie nawet ciekawie narysowane, lecz boleśnie sztampowe. Gdyby skupić się na głównej bohaterce, byłoby nieźle. Ale nie, trzeba rozwijać uniwersum, tom za tomem. Kasa musi się zgadzać. Ech...

Wielkie nadzieje

Fabuła toczy się gładko, lecz niewiele wnosi. Jest tak, jakbym ślizgała się po powierzchni sadzawki, a bohaterowie mówili do mnie spod lodu. Jakby autor drzemał gdzieś przy brzegu. Po trzystu stronach lód kruszy się gwałtownie. Bohaterowie walczą, jak nigdy dotąd nie walczyli. I tak do końca. Pojawia się i morał, a z nim ogromna ulga. Dałam radę. Można się rozejść.