Posty

Słowem władanie

Obraz
Jak zapowiadał autor, w trakcie lektury "Lubiewa bez cenzury" miałam się "porzygać z rozkoszy". Cóż. Nic takiego nie nastąpiło. Momentami było obrzydliwie (sikanie na kogoś niespecjalnie mnie kręci), częściej jednak bardzo zabawnie (sceny podrywania więźniów przez cioty, luj jako ideał faceta). A niekiedy rozpaczliwie smutno (umieranie na AIDS) lub strasznie (pobicie chłopaka przez skinów, pobicie innego w akcie zemsty). Dotrwałam do stu dwudziestej strony i odpadłam. Opuściła mnie nadzieja, że fabuła się jakoś rozwinie. Sceny powtarzały się tak często, że straciłam do nich cierpliwość. Dam jednak szansę Witkowskiemu, bo bestia to zdolna i śmiało językiem ojczystym władająca. À propos tegoż władania, mocno widać to również w listach Szymborskiej i Filipowicza. Tę autoironię, niedomówienia, wcielanie się w wymyślonych bohaterów, a następnie zazdrość o nich. Dużo to grzeczniejsze, rzecz jasna, ale nie o to chodzi. Chodzi raczej o to, by rumaka słownego dosiąść i tak p

Mania dziergania

Obraz
Ociepleniu klimatu wbrew  Wzięłam me druty  I marszcząc brew Czapencję grubą wydziergałam* Czasu bez mała, historia cała Do myślenia się sprowadziła Tak oto zdanie zmieniałam co chwila Tu ściągacz, tam francuz, ówdzie i dżersej I miej tu konsekwencję, kobieto, zdecydować się chciej Gdy kolor tak piękny, że kończyć się nie chce Odcienie on zmienia jak refren w piosence Aż nagle kończyć musisz, skończył się motek Żal ściska, lecz cóż, taki to już splotek Że nim się nacieszysz zabawą przemiłą Będzie już po niej - co było, to było Zostanie po nim jedynie wspomnienie Klapnięta fryzura i znaki na niebie Że wpadłaś, że musisz  Znów w przędzy podłubać Afera to gruba To nałóg już, demon jakiś opętał cię niecny Zaświadczyć o tym może Mąż ciut nieobecny Gdy on się w tabletu czeluście zapada Ty gadasz z tą włóczką, by kształt znów jej nadać Tak właśnie się kończy twórczy twój szał Przydatny lub nie, jak zwał go, tak zwał😜 *Bo szal już miałam, w ciąży drugiej dziergałam. Ciąża to czas przyjemny sz

Krzywy piórniczek

Obraz
Krzywy piórniczek Że ja pierniczę Jam wydziergała Spłoniona cała Że on ze wzorem  nawet kolorem Nie chce się zgodzić Ścieżką swą chodzić Woli gagatek Czyż winą mą Że te piórniczki już takie są? Krnąbrne i chmurne Małe i durne Lecz dumne tak Że wzorem gardzą Jak nie? Jak tak!

My, sapiensi

Obraz
W tych dwóch komiksowych tomach jest taka masa wiedzy, że aż nie wiem, od czego zacząć. Do tego podana jest tak lekko, że zdobywanie jej bądź poszerzanie to wielka uczta. Na koniec człowiek sam już nie wie, co wiedział przed a czego się właśnie nauczył. A czego nie wie, tego się nie wstydzi, bo i naukowcy nie są pewni. I do tego ma apetyt na więcej. Więcej antropologii, historii cywilizacji, więcej ekologii, studiów nad płcią, więcej Harariego, Casanavego i Vandermeulena. To się chyba nazywa łakomstwo poznawcze🤭

Firefly Lane, czyli jak utarto mi nosa

Obraz
Pewnie nawet nie wzięłabym do ręki tej książki.  Z daleka widać, że to czytadło. I jeszcze ten tytuł, jakby się tłumaczce wysilić nie chciało. Ło matko. No, ale traf chciał, że trochę mnie w pracy nie było i koleżeństwo było tak stęsknione, że nie wytrzymało i mi tę książkę sprezentowało. W dodatku z autografami każdej zaangażowanej osoby. I z własnoręcznie wykonaną zakładką. Gustowną zakładką. Czy mogłam się oprzeć? Zerkałam na nią z ukosa, zerkałam groźnie, z obawą, że co to będzie. Co to będzie, gdy mi książka nie podejdzie? Co powiem tym ludziom kochanym?  Kilkadziesiąt stron później zorientowałam się, że czas leci i jest mi jakoś podejrzanie przyjemnie. Sto stron dalej utraciłam resztki władz umysłowych. Emocje niosły mnie het, daleko, do jakichś Stanów, do śmiałej Tully i nieśmiałej Kate. I kij z tym, że to wszystko banalne, że schemat powieści jak na dłoni widać. Kij z tym, że większości piosenek, których one słuchały, ja nie słuchałam. Że nigdy z żadną przyjaciółką tak zżyta ni

Mała Zagłada

Obraz
Już sam tytuł jest prowokujący. Bo albo mała, albo zagłada, prawda? A dalej jest coraz lepiej, literacko. I coraz gorzej, ludzko. Coraz bardziej nieludzko. Cudem ocalała mała dziewczynka z Soch. Nagle duża, bo bez rodziców, za to z dwojgiem młodszego rodzeństwa.  Przeskok do późniejszych czasów. Jej córka ma podobne sny, podobne lęki. Próbuje nauczyć się niemieckiego, ale nie może, choć tak bardzo się stara. W końcu, jako dorosła kobieta usiłuje przenicować to doświadczenie na drugą stronę. Dla matki, dla siebie. Dla swoich dzieci. O ile kiedykolwiek zechcą dowiedzieć się więcej. Zresztą nie ma co się im dziwić. Ileż można słuchać o traumie. Żyć trzeba. Niech choć one żyć potrafią. Tylko że "wojna nie umiera nigdy. Tylko zmienia mundury. Ma sesje wyjazdowe do innych krajów". Anna Janko "Mała Zagłada"

Płuczki, czyli o trudzie poznawania historii

Obraz
Nie sądziłam, że po szoku "Sąsiadów" Jana Tomasza Grossa coś jeszcze tak mocno mnie poruszy. Czytając o Zagładzie, człowiek po pewnym czasie obojętnieje. Przyjmuje to wszystko rozumem, nie emocją. Szuka przyczyn, zależności, dalekosiężnych skutków. Jedyne, co potem czuje, to żal. Żal po utraconych Żydach i ich kulturze. Stępiony ból, że jednak Polacy tak wspaniali nie byli, jak podawano na lekcjach historii. Że byli wśród nich szmalcownicy,  że wybawicieli takich jak Sendlerowa i jej pomocników było tak niewielu. Że większość chciała po prostu przeżyć. Że samo przeżycie wojny bywało wyczynem.  Aż przyszły "Płuczki" Pawła Piotra Reszki. Nudności, wstręt, przerażenie, potworny wprost żal. Nie miałam pojęcia, jak bardzo wojna i związane z nią strach i bieda demoralizuje ludzi. Całe społeczeństwa. Jak bardzo się to wszystko rozpada. Jak brak reakcji lub słaba reakcja władz powojennych staje się przyzwoleniem na robienie rzeczy głęboko niemoralnych. W tym przypadku na gr