Płuczki, czyli o trudzie poznawania historii

Nie sądziłam, że po szoku "Sąsiadów" Jana Tomasza Grossa coś jeszcze tak mocno mnie poruszy. Czytając o Zagładzie, człowiek po pewnym czasie obojętnieje. Przyjmuje to wszystko rozumem, nie emocją. Szuka przyczyn, zależności, dalekosiężnych skutków. Jedyne, co potem czuje, to żal. Żal po utraconych Żydach i ich kulturze. Stępiony ból, że jednak Polacy tak wspaniali nie byli, jak podawano na lekcjach historii. Że byli wśród nich szmalcownicy,  że wybawicieli takich jak Sendlerowa i jej pomocników było tak niewielu. Że większość chciała po prostu przeżyć. Że samo przeżycie wojny bywało wyczynem. 

Aż przyszły "Płuczki" Pawła Piotra Reszki. Nudności, wstręt, przerażenie, potworny wprost żal. Nie miałam pojęcia, jak bardzo wojna i związane z nią strach i bieda demoralizuje ludzi. Całe społeczeństwa. Jak bardzo się to wszystko rozpada. Jak brak reakcji lub słaba reakcja władz powojennych staje się przyzwoleniem na robienie rzeczy głęboko niemoralnych. W tym przypadku na grabież zwłok, grzebanie w nich, rozkawałkowywanie, by dobrać się do kosztowności.  By następnie je sprzedać lub nosić na sobie. Bo i takie przypadki się zdarzały. 

I tak wiem, kto to wszystko zaczął. Nie jestem Niemką, choć marna to pociecha. Jak to szło? "Jeśli studiujesz historię i nigdy nie czujesz się wściekły, zbulwersowany czy zawiedziony, to tak właściwie nie studiujesz historii". Czyżby historia była nauką dla masochistów? A może jest dla ludzi, którzy nie dają się nabrać na gładkie słowa, którzy lubią sprawdzić, co jest pod spodem? Odkryć niejednoznaczność pojęć takich jak dobro i zło, oprawca i ofiara, świadek i pomocnik. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O rozwodach słów kilka

Pod skórą

Świat, jakim jest