Kontrasty
Może i "Wieczny Grunwald" ma potencjał, jest charakterystyczny i tak dalej. Sama koncepcja wiecznego odradzania się tego samego bohatera wydała mi się pociągająca. Zignorowałam więc obawy związane z osobą autora*, z językiem stylizowanym na średniowieczny i dałam się porwać. A właściwie to bardzo chciałam dać się porwać. Jednak gdy tylko udało mi się choć trochę wczuć w przeżycia Paszka, z rytmu wybijała mnie rozbuchana historiozofia. Tak bełkotliwa i wysilona, że aż nie chce mi się tu jej cytować. Po 52 stronach poległam. Poza tym wzywała mnie dziewczyna z okładki "Pejzażu w kolorze sepii". Delikatnie jak to u Ishiguro. Zrobiła to tak skutecznie, że bez wysiłku dotrwałam do końca książki. Co więcej, znalazłam w tym przyjemność zanurzenia się w innym świecie, bezskutecznie poszukiwaną u Twardocha. I nie o to chodzi, że nie ogarniam nadmiaru czy wulgarności, bo ogarniam. Chodzi o proporcje. O to, by nie szarpać się z tekstem, lub może i szarpać, ale tak, by miało to...