Posty

Anderson vs Keret

Obraz
Tak jak Anderson odpycha i przyciąga jednocześnie, szydzi i ubolewa nas zepsuciem współczesnego świata, tak Keret bierze wszystko w nawias, bawi się absurdem, klnie jak szewc i mimowolnie wpada w zadumę. Jeden i drugi daje do myślenia, jednak to Kereta kocham. Czy dlatego, że choć szorstki, daje nadzieję? A może tylko dlatego, że znam go nieco lepiej? A może po prostu jestem tchórzem, a Anderson doskonale mi to uświadamia?

Diuna vs Opowieści podręcznej - powieści graficzne

Obraz
Jako że "Diuny" nie czytałam, a "Opowieść podręcznej" i owszem, spodziewałam się, że graficzna wersja "Diuny" wyda mi się znacznie bardziej wciągająca niż komiksowa adaptacja powieści Atwood. Było jednak odwrotnie. Nie wiem do końca dlaczego. Obie powieści graficzne są miłe dla oka, porządnie wydane i wierne oryginałom (w przypadku powieści Herberta wierzę twórcom na słowo, w przypadku Atwood nie muszę). Odróżnia je tylko jeden szczegół. "Diuna" jest po prostu poprawna, o ładnie skomponowanych kadrach. "Opowieść podręcznej" wydaje mi się znacznie bardziej ekspresyjna. Łatwiej mi utożsamić się z główną bohaterką komiksu. A jakie są Wasze odczucia?

Znów Ishiguro

Obraz
Mam mieszane uczucia względem tej książki. Z jednej strony akcji nie ma w niej za grosz, emocje trojga przyjaciół opisane są aż nazbyt szczegółowo, do tego ta kiczowata okładka. Z drugiej sam pomysł na to, kim są dawcy, ich dawni i obecni opiekunowie, z czym się zmagają, wart jest głębszego namysłu.  Gdyby autor zamiast powieści napisał długie opowiadanie, byłoby nieźle. Gdyby zaś zmniejszył papkę fabularną, a w to miejsce wyjaśnił, jak doszło do sytuacji, w której nasi bohaterowie się znaleźli, wyszłaby opowieść doskonała. A tak otrzymaliśmy niby young adult, ale nie do końca.

Keret vs Twardoch

Obraz
Czyli opowiadania kontra felietony. Fantazja i humor kontra autobiografia rozbita na krótsze fragmenty. Nie miałam jakichś szczególnych powodów, by preferować któregoś z autorów. Kereta dopiero poznaję, Twardocha pierwszy raz czytam. Obaj mają coś do powiedzenia. Z tym, że Keret rzadko mówi o sobie, a jeśli już, to nie wprost. Bawi się w przebieranki, podpatruje bliźnich. Czasem ich wyśmiewa, a częściej współczuje. Choć nigdy się nad nimi nie użala. Za to Twardoch... No, niestety, czasem jego ego odpycha mnie na kilometr. Za to, gdy opowiada o kimś innym, zwłaszcza o swoich przodkach czy zupełnie obcych ludziach, wychodzi mu to nie najgorzej. Może powinnam rzucić w kąt te jego wynurzenia i za jego powieści chwycić? Warto czy nie?

Filip

Nazywanie filmu imieniem głównego bohatera wydaje się banalne, lecz w tym przypadku całkowicie uzasadnione. To Filip nadaje rytm tej historii. To jego rozpacz i strach oglądamy, skryte za maską cynizmu. Jego zemstę. Jego tęsknotę za normalnym życiem. Wreszcie porzucenie go, by chronić kogo? Ukochaną? A może resztki własnej sprawczości?  Ogląda się to świetnie, wreszcie bez wstydu, że ambicje to może i polskie kino ma, ale ta realizacja.... Tu nie ma dłużyzn, kiepskiej jakości dźwięku, scenariusz dobry, aktorstwo nawet bardzo. Nie tylko to w wykonaniu Eryka Kulma, całe jego najbliższe otoczenie zostało wiarygodnie ukazane. Może oprócz pierwszej sceny, lecz ta była jedynie migawką, uzasadniającą dalsze postępowanie bohatera. I gdyby uznać niektóre sceny za metaforę, da się wybronić tych kilka odebranych od realiów zdarzeń.  Jedyne, czego mi brakuje, to jakiegoś kontrapunktu dla Filipa. Silnej postaci, z którą mógłby się spierać. Chociaż może właśnie na tym polega tragizm tej postaci? 

Baśń czy nie baśń?

Obraz
Baśń o Holocauście, czy to nie oksymoron? Albo fantazje, albo fakty, prawda? I jak opowiedzieć o tym dziecku, by po lekturze nie dorobiło się koszmarów? Gwarancji nikt uczciwy nam nie da, lecz "Hania i Hania" mogłaby być taką pozycją. Prostymi słowami, bez nadmiernego straszenia, lecz i bez zbędnego lukru Joanna Rudniańska opowiada o dwóch Haniach. Bliźniaczkach przygarniętych przez dwie rodziny, żydowską i polską. Które mimo starań przybranych rodziców znajdują siebie nawzajem. Co będzie dalej, tego nie zdradzę. Przeczytajcie sami. Warto.

Za fasadą

Obraz
Czasem potrzebuję czegoś, co się łatwo czyta.  Żeby złapać oddech między bardziej wymagającymi lekturami. Albo i bez powodu. Bo tak. "Pod niemieckimi łóżkami. Zapiski polskiej sprzątaczki" Justyny Polanskiej doskonale tę funkcję spełnia. I mniejsza z tym, ile z tego dziełka to jej własne słowa, a ile ghost writera. Jedyne, co jest w tej opowieści nadmiarowe, to porady dotyczące sprzątania w samym środku. Spokojnie mogłaby je wyrzucić z książki bądź przenieść na koniec, jako dodatek dla ambitnych. Bo kto wie, może czytelnik też znajduje przyjemność w sprzątaniu? Przynajmniej efekty widać. Nie to, co w przypadku wielu tak zwanych bullshit jobs.