Ratownik. Nie jestem bogiem
Dużo deklarowanej pokory i równie wiele podskórnej pychy.
Ogrom pasji, talentu, tęsknota za zawodem, czarne poczucie humoru, minimalna dawka wiedzy medycznej, sporo anegdot o pacjentach.
To, co mnie zaskoczyło, to nie podejście ratownika. Chyba trudno zachować równowagę między pasją a przerostem ego. Zwłaszcza gdy chodzi o ratowanie ludzi. Po wielokroć, dzień za dniem, przez kilkanaście lat.
Nie spodziewałam się jednak, żeby rozmowy między dziennikarką a jej bohaterem były spisywane przez kogoś innego. Liczyłam na to, że to ona sama wykona tę pracę. Wstępnie zredaguje ten tekst i pozwoli pracować redaktorkom i korektorkom.
Z drugiej strony doceniam, że w ogóle im podziękowała. Jeszcze lepiej byłoby, gdyby jej pytania były mniej...bałwochwalcze. Ona mu się prawie nie sprzeciwia. Krytykuje minimalnie.
I znów da się to zrozumieć. Sama bardzo podziwiam ludzi wykonujących tę pracę. Bo nie jest to tylko praca. Bo trzeba mieć powołanie, ogromną wytrwałość. Bo robi się to często kosztem własnego zdrowia, rodziny i jakiegokolwiek życia prywatnego.
A jednak coś powinno chyba odróżniać cielęcy zachwyt od fachowego spojrzenia. Czy może nie?
Info dla osób niewidomych: okładka jest bardzo prosta. Na kremowym tle mamy postać ratownika medycznego widzianego od tyłu, z głową zwróconą w prawo. Głowę, szyję i dłonie na czarne, bez żadnych szczegółów, strój roboczy pomarańczowy z białymi odblaskami i czarnymi wzmocnieniami. Naszywka "ratownik" jest częścią tytułu książki. Cała postać jest geometryczną plamą barwną jakby wycięta z szablonu.
Komentarze
Prześlij komentarz