Pasterska korona
Wydaje się być jedynie szkicem, a nie pełnoprawną częścią cyklu o Tiffany. Ramą, którą Terry zdążył postawić, wypełnić kluczowymi wątkami. Lecz już nie osnuć niedopowiedzeniami, rozrzucić iskierki humoru, dodać grozy i prozy życia. Widać, że chciał zostawić nam ostatnie słowo. I choć jest to opowieść zaledwie poprawna, to przecież jest darem. Darem, którego mogłoby nie być.
Komentarze
Prześlij komentarz