Świat, jakim jest
Każdy widzi? Ano właśnie nie każdy. Mimo dobrych chęci nie da się być wszędzie. Z odsieczą przybywają nam książki, choć nie tylko.
Choćby genialne "Children just like me" Anabel i Barnaby Kindersleyów, którzy odwiedzili kilkadziesiąt dzieci na całym świecie, rozmawiając z nimi, ich rodzinami, fotografując ich codzienne życie. Anabel głównie rozmawiała, a Barnaba focił do upadłego. Piękna rzecz, tylko czy nadal można na tych informacjach polegać? Wszak ich dzieło ma blisko trzydzieści lat. Jak zmieniło się życie dzieci z tej publikacji poza tym, że zapewne dorosły i założyły własne rodziny?
Weźmy "Factfulness" Hansa Roslinga, jego syna Oli i synowej Anny. Rzecz świeża, ledwie pięć lat temu wydana. Test na początku książki zobrazuje nam skalę naszej ignorancji. Co wiemy o poziomie edukacji, dochodów, ochrony zdrowia, śmiertelności czy zmianach klimatu? Okazuje się, że znacznie mniej niż duma pozwalałaby nam przyznać. Przy czym wynika to nie tylko z przestarzałej wiedzy, ale przede wszystkim szeregu instynktownych ścieżek myślenia. Naturalnych, a jakże zwodniczych. Cała publikacja Roslinga opowiada o nich szczegółowo, pomagając czytelnikowi przestroić swoje myślenie na bardziej krytyczne. By zaczął skupiać się na prawdziwych problemach, a nie nakręcał tym, co jest lepsze niż mu się wydaje.
I tu post zakręca w koło, gdyż wychodząc z perspektywy dziecka, nadal mam wielką ochotę przetłumaczyć książkę Anabel i Barnaby na język polski. A tymczasem pokazałam Drugorodnemu stronkę poleconą przez Roslinga, dollarstreet.com. Można na niej obejrzeć jak żyją rodziny na całym świecie. Tak samo jak w "Children just like me" i tu znajdziemy pełną rozpiętość dochodową. Od najbiedniejszych rodzin żyjących za jednego dolara dziennie do najbogatszych, dysponujących trzydziestoma dwoma lub więcej dolarami.
Książkę Kindersleyów wypatrzyłam dawno temu w Children's Museum of Manhattan i kupiłam na eBay'u. Tę Roslinga pożyczył mi Krzysztof Buda, rozkręcający na LinkedIn akcję dla uważnych czytelników. Teraz jest czas na to, by dobro z niej płynące dotarło do kolejnej spragnionej wiedzy osoby.
Dziękuję za Pani mikrorecenzje, choć być może nie są mikro. Nie zawsze więcej znaczy lepiej.
OdpowiedzUsuńCzyli ta była przydługa (czytaj: męcząca)?😉
OdpowiedzUsuńnajwidoczniej źle zostałem zrozumiany. Nie mogę i nie zamierzam poprawiać tego co bardzo dobre.
UsuńPrzepraszam. Nieopierzona blogów jestem i gdy ktoś coś skomentuje, to najpierw z szoku wyjść nie mogę, a potem każde słowo z każdej strony oglądam, drugich i trzecich znaczeń szukam.
UsuńWięc trzeba wyprostować :) Bardzo dobre są Pani mikrorecenzje, zapewne długich bym nie pozwolił sobie przeczytać. Zachęcają do sięgnięcia po książkę. Podziwiam, że czyta Pani różnorodną literaturę i to w znacznej ilości. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń