Nietypowo o wojnie

Pamiętacie Franka Dolasa z filmu "Jak rozpętałem drugą wojnę światową"? Okazuje się, że miał on literacki pierwowzór, którego imię brzmiało...Adolf. Książkowy Dolas nie ma bezczelnego uroku filmowego odpowiednika. Bardziej okoliczności mu sprzyjają niż on sam ów przygód szuka. I choć film dostarcza przedniej zabawy, to chyba bardziej lubię tego zagubionego w wirze wydarzeń historyka sztuki. Wydaje mi się jakiś prawdziwszy. A Wam?

Skoro już o wojennych perypetiach mowa, to wypadałoby wspomnieć i o reportażach Magdaleny Grzebałkowskiej. Czyta się je łatwo, może nawet zbyt łatwo. Autorka niczego nie dramatyzuje, po prostu oddaje głos byłym dzieciom i nastolatkom. Daje nam szansę, byśmy ponieśli dalej te historie. Byśmy nie zapomnieli o Arthurze, którego odrzuciła matka, gdy wreszcie ją odnalazł. Ani o Gieorgiju, który niechcący zabił zajączka, wskakując do rowu, by go uratować. Ani o Lilji, której słowo "mama" długo nic nie mówiło. Ani o Niklasie, którego ojciec ciągle obcym (Fremdi) nazywał, a potem go powiesili. Ani o Minoru, który chciał Ameryce udowodnić, że na nią zasługuje. Ani o Serafinie, który myślał, że jest gościem radzieckiego wąsatego króla. Ani o Olku, który przeżył Holokaust i dostrzegł jego nową wersję w rzeźni. Ani o Dinie, która nie wie, kim byli jej rodzice, więc i ona sama tego o sobie nie wie Ani o Michaelu, który i Żydem jest i Niemcem, i nawet nie liczy na to, że ktoś to zrozumie. Ani o Władzi, która musiała się przed wrogiem rozebrać i nawet włosami się przykryć nie mogła, bo były zbyt krótkie. 

A to i tak nie wszystkie dzieci, z którymi rozmawiała Grzebałkowska.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czarne łabędzie i Jaśniekoty

Co robić?

Świat, jakim jest