Pippi wchodzi na pokład
A ja wychodzę. Bo jestem zła na jej tatę. Jak można tak porzucić dziecko? Mama jej umarła, tata pływa po morzach i króluje. I ok, dziecko samodzielne i silne nad wyraz. Tylko czy to ma być w porządku, że niby wszystko umiesz, masz 8 czy 9 lat, radź sobie samo?
Poza tym męczy mnie to odmienianie słowa Murzyn przez wszystkie przypadki. Ta wieczna egzotyzacja dzieci o ciemnym kolorze skóry. Ten totalny brak wiedzy o tym, jak naprawdę żyją.
I to poczucie wyższości Tommy'ego wobec Anniki. Bo jest starszy i jest chłopcem, to z automatu uważa ją za głupią beksę. A po chwili sam beczy.
I tak, wiem, że to tylko metafora i że książki o Pippi powstały dobrych kilkadziesiąt lat temu. Po prostu męczy mnie to.
A Pippi najprawdopodobniej ma ADHD. Tyle w temacie.
I tak ją uwielbiam. Ale Pippi, nie wyżej wymienione kawałki opowieści o niej. Źle się zestarzały.
Info dla osób niewidomych: po intensywnie chabrowym tle maszeruje Pippi. Jej rude warkoczyki sterczą na boki, w ręku trzyma skórzaną torbę z Panem Nilssonem w nieodłącznym kapelusiku. Z torby sypią się monety. Pippi macha wolną ręką. Ubrana jest w ciemnoniebieską bluzkę, ciemnozielone spodenki, opadające pończochy w dwóch różnych kolorach i za duże czarne buty. Z bluzki zwisa luźny guzik, a buty są rozwiazane. Pippi zdaje się tym w ogóle nie przejmować.
Komentarze
Prześlij komentarz