Kapelusz pełen nieba
Czyli drugie spotkanie z Tiffany Obolałą. Zwaną w tej wersji tłumaczenia Akwilą Dokuczliwą. Co bywa irytujące, gdy się już przyzwyczaiło do wersji Piotra Cholewy.
W tym tomie więcej jest humoru niż satyry, dużo baśni, a nawet myśli filozoficznej. Dużo w tym współczucia, samoświadomości, wiary w solidarność i podziwu dla kobiet. Podanego tak, że sama czuję się dumna z bycia jedną z nich. Co jest wrażeniem niezwykle rzadkim w świecie, w którym "baba" to obelga.
Info dla osób niewidomych: okładka jest okropna, niewiele tracicie. Na ciemnogranatowym tle widnieje głowa kobiety w spiczastym kapeluszu, na którym siedzi masa błękitnoskórych karzełków o rudych włosach i z groźnymi minami. Twarz kobiety jest spieczona na pomarańczowo, natomiast strefa oczu jest jaśniejsza, a same oczy spoglądają w górę. W połączeniu z lekko wykrzywionymi ustami daje to wrażenie niesmaku. Spod kapelusza wystają brązowe włosy, a niżej zaczyna się trawiasto zielona sukienka. Na tym samym poziomie widać też zielone tło z kośćmi w kształcie prehistorycznego konia, a linia ziemi kończy się pomarańczowo-żółtą łuną.
Odnoszę wrażenie, że ilustrator przeczytał książkę, ale nie zrozumiał charakteru głównej postaci. Podobnie jak tłumaczka, która zdecydowała się nadać jej wymyślne imię i nazwisko, zamiast trzymać się oryginału (Tiffany Aching).
Komentarze
Prześlij komentarz