Pierwszorzędny kot

To pierwszorzędny kot - przekonywał ją sprzedawca - miauczy na zawołanie, nie brudzi, nie drapie, nie rozrzuca sierści, nie domaga się ciągłego wypuszczania na balkon i z powrotem, nie zwala doniczek, nie...
- Nie żyje? - podpowiedziała mu nieśmiało 
- To też - przyznał - ale przede wszystkim nie lata jak popieprzony po domu! - wykrzyknął triumfalnie 
- Ale ja nie chcę takiego - grymasiła - Chcę kota, który gryzie mnie w rękę, gdy już wszystko dostał. Chcę zgadywać, o co mu chodzi tym razem. Chcę...
- Prawdziwego sierściucha? - rzucił zrezygnowany 
- Tak! - stwierdziła - jak pan na to wpadł?
- Bo sam mam takiego. Widzi pani, ludzie chcą ideału kota. A potem spotykają kocieła bez jednego kła. Kocieła, który ma alergię na normalne żarcie. I nagle wszystko im się składa do kupy. Ludzie, proszę pani, to urodzeni kotowyznawcy. 
- Szczególnie psiarze - dorzuciła
- O, tak. Oni szczególnie - potwierdził. - Wie pani co? Dam pani tego pluszaka w gratisie. Niech stracę. Tylko niech pani trochę tej karmy kupi, dobrze? W ogóle nie schodzi. Za droga.
- Nie mogę. Najpierw muszę mieć kota. Prawdziwego - westchnęła - nie wiem, co będzie lubił.
- Już pani ma - zaśmiał się - Proszę spojrzeć, kto do pani drepcze. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O rozwodach słów kilka

Pod skórą

Świat, jakim jest