Ona

Matylda siedzi wyprostowana przy stole. Ma na sobie swoją najpiękniejszą suknię. Najlepsze perfumy. Muzyka wsącza się w jej mózg. Wino jest cierpkie. Takie jak lubi. Kelner dyskretnie ją obserwuje i dolewa raz po raz. Udaje, że nie widzi jej zaczerwienionego nosa ani łez, które kąpią do kieliszka. 
Jakie to żałosne. Co kogo obchodzi zmarły admirał? Żeby choć była jego podwładną. Choć żoną.
A co kogo obchodzi jego córka? W dodatku nieślubna? 
Nic a nic. Nawet ona samej siebie nie obchodzi.
A kelner obchodzi ją...jak śmierdzące jajo. 
Bo pewnie już śmierdzi. Wino, nie wino, to ona jest przyczyną.
Dajcie spokój. Tylko smęcić potraficie. 
Koniec muzyki. Koniec!!!!

"Elegia dla zmarłego admirała", Jack Vetriano, 1999

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czarne łabędzie i Jaśniekoty

Co robić?

Świat, jakim jest