Nokturn
Mglisty wieczór. Przenikające zimno. Ledwo co widać. Idę przez park. Dziarskim krokiem. Niech widzą, że się nie boję. Prawie przeszłam. Nagle wynurzają się. Topielica. Facet z siekierą. Przezroczysta staruszka.
- Dawaj szmal!
- Nie mam.
- To życie!
- Też nie mam!
- Jak to, nie masz? Jesteś żywa!
- Nie bardzo. Nie wiem gdzie jestem.
- Jak to gdzie? W parku!
- Ale to nie mój park. Mój był zielony i strasznie zimny.
- A ten niby nie jest zielony? Nie jest zimny?
- Nie, hihi, nie. Ten jest niebieski. I bardzo śmieszny.
- Śmieszny? Co Ty mi tu...? Co niby jest śmieszne?!?
- No bo popatrz na siebie. Co to ma być, sztuczna krew? Siekiera taka lekka, czy to plastik?
A ta nimfa, ta staruszka? Dajcie spokój, to jakaś parodia!
Chyba się budzę. Zza ściany słyszę stłumione głosy:
- Cholera, znów nie poszło. Jak mamy udoskonalić tę grę, skoro ona za każdym razem się śmieje. To się w ogóle nie sprzeda!
- A jesteś pewien, że to dobra testerka? Może powinniśmy wziąć kogoś z dolnego pokładu?
- Z dolnego pokładu? Przecież to bezmózgi.
- No, ale oni..
- Co, oni?
- Oni to właśnie lubią. Bać się. Tylko to im zostało.
Wstaję. Wyglądam przez okno. Sielski krajobraz. Park z marzeń. Ale co to?
Obraz zaczyna drgać. Pikseloza. Przez chwile coś widzę. Coś dziwnego.
Nie, to musiał być sen. Przecieram oczy. Czas wstawać. Pracować ku chwale ojczyzny, korpo, nieważne.
Komentarze
Prześlij komentarz