Michael Ende, czyli początek i koniec
Nie wiem, jak to jest, ale baśnie takie jak "Momo" czy "Niekończąca się historia" przenoszą mnie w czasie. Od dziecka przez nastolatkę aż po dorosłego. Jest w nich tyle warstw, tyle scen, do których mogę wciąż wracać i za każdym razem odkrywać coś nowego. Potrafią wracać w nieoczekiwanych momentach, cicho wołając "tu jestem, nie ignoruj mnie. Pamiętaj, coś ze mną przeżyła." I tak jak jedni nade wszystko kochają kosmos czy góry, tak ja będę kochać książki. Nie wszystkie, oczywiście. Tylko te, które pozwalają latać. Tylko te, które pomagają kochać. Te, które dają siłę, by po prostu żyć.
Komentarze
Prześlij komentarz