Swine story

Świniak i świniątko w jednym żyli domu
Tata i dzieciątko, nie wadząc nikomu
Mamę im gdzieś wcięło, cóż, tak też bywa
Choć jest nieco dziwna, historia to prawdziwa

Świniątko skakać lubiło i piszczeć szalenie
Aż sąsiadów w ściany słychać było walenie
Czy ktoś tam Was czymś zarzyna,
Że dziecię Twe kwiczy jak jakaś świnia?
Nie, chrumknął Świniak, bawimy się świetnie
To bawcie się ciszej, cóż to są za brednie!
Ja jestem poważna, ja pracować muszę
Odpaliła Sąsiadka - a przeżywam katusze!
Ścisz to dziecko, bo nie ręczę za siebie
Uduszę potworka i znajdzie się w niebie!

Świniak na to wybuchnął homeryckim śmiechem
Który odbił się po bloku wprost nieziemskimi echem
A czym Ty jesteś, Sąsiadko, jeśli nie Świnią właśnie 
Odpuść sobie trochę, po co nam te waśnie?
Czy świat uratujesz, tak ciężko harując?
Czy czegoś nie tracisz, jak inaczej to ująć
Gdy wzrok masz jedynie w komputer wpatrzony
A humor non stop masz jedynie zwarzony?
Świat zaś się toczy bez Ciebie, kochana
Pracę wielbiąc wyłącznie zostaniesz z tym sama
Czy tego właśnie pragniesz, Sąsiadko zza ściany
A może już tęsknisz do wewnętrznej przemiany?
A może zazdrościsz nam czasem sekretnie
Że bawimy się tutaj bardziej niż świetnie?

Świnia na to zawisła wzrokiem gdzieś pustym
Aż ozwała się w końcu: Takimś złotoustym?
Tak Ci się cudownie z dzieckiem czas tu spędza?
Ja zaś robić muszę, zatem ze mnie jędza?
Cóż, tatuś wspaniały z Ciebie, nie przeczę
Nie mnie dokonywać jakichkolwiek orzeczeń
Mnie tylko robić na Was zostało, o, tyle
Bym ducha wyzionęła, nie jestem motylem
Gdybyś zaś zapomniał, to ja Was utrzymuję
I robię, co mogę, choć zaraz zwariuję!

Tu Świniątko kwiknęło niespodziewanie
Tatuś, to jednak mam jakąś mamę?!?
Czemuś nic nie mówił, trzymał w niepewności?
Czemuś mnie oddalał od takiej błogości?

Na to westchnął Świniak, zasmucony wielce
Nie wiem czy Cię mama zechce jeszcze
Wpadła w pracoholizm jak w bezdenną studnię
A było nam razem tak miło, tak cudnie
Potem przyszedł kryzys, zęby zaciśnięte
Trzeba była zarabiać, wolne było świętem
I takeśmy od siebie oddalili wielce
Choć tęskniło jedno za tym drugim sercem
Cóż, czynić trzeba, by do pierwszego starczyło
A co kiedyś było, to się samo zmyło

Świniątko na to: chrzanić tę konsumpcję
Trzeba by minimów zrobić reasumpcję
Czy my musimy tyle mieć?
Czy można żyć i się tak nie żreć?

I pojęli wreszcie oboje rodzice zmęczeni 
Że na nic ich wysiłki nie zdadzą się wielkie
Gdy za kasą gnają jak szaleni
To ich dusze zbierać trzeba na szufelkę

A dziecię rośnie jak ten chwast przy drodze
Czekając cierpliwie na ich czasu kapkę
Aż wreszcie zdziwią się oni srodze
Że sami na siebie zastawili pułapkę



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O rozwodach słów kilka

Pod skórą

Świat, jakim jest