Posty

Tusz do rzęs

Z powodów banalniejszych niż banalne Uważam swe życie za marne Nie dość szumne i nie dość dumne Tchórzliwe podążanie za tłumem  Wahań pełne i jakże przyziemne  Miast jedwabiu we łbie mam wełnę  Zaś we włosach nie hula mi wiatr Wzrok mam krótki - nie sięgam do Tatr Głowę składam na poduszce z Ikei I nie będę już pewnie przy nadziei Co zrodziłam, to samo urosło  Jest pyskate i wyrwać chce krosno Woli samo los swój tkać  Tusz podbierać, bałaganić i łkać  Gdy cokolwiek po myśli nie pójdzie To unosi się niepohamowanym wkurwem A ty matko wytrzymać to musisz  Choć czasami chciałabyś je udusić

Zimowanie

Obraz
Choroba (cudzą i własna) jako okazja do rozwoju. Jak i trudności wywołane przez ciążę i niedostosowanie dziecka do sztywnych ram społeczności szkolnej. Słabość jako droga, która nigdy się nie kończy. Siła jako jej odwrotna strona. Autorka nieidealna jak i jej książka. I właśnie przez to tak mi bliska.

Exodus. Księga wyjścia

Obraz
"Unorthodox" była dużo łatwiejsza w odbiorze, emocjonalna i dość oczywista. "Exodus" refleksyjny, zagubiony, niejasny, ukazujący konsekwencje dokonanych wyborów. Autorka była w obu bardzo szczera, nie upiększa swojego zachowania czy samopoczucia. Pokazuje, że nie tylko jej nie jest łatwo. Także jej synowi, byłemu mężowi, mężczyznom spotkanym po drodze, a przede wszystkim migrantom, dla których ucieczka była koniecznością bardziej niż dla niej. Mozolnie szuka swojego miejsca na świecie i wreszcie je znajduje. Udowadniając, że tożsamość można tworzyć, a nie tylko biernie przyjmować od przodków. 

Z miłości? To współczuję

Obraz
Spojrzenie na świat muzułmanek z zewnątrz, lecz sprawiedliwie. Bez słodzenia, ale i bez demonizowania. Są tu zarówno historie szczęśliwe, jak i skrajnie dramatyczne. I to nie tylko Omanek, również Indusek, Filipinek i innych imigrantek, w tym jednej Polki (nie autorki). Do tego rys historyczny i społeczny. Wszystko razem sprawiło, że inaczej patrzę na moje byłe konflikty z tego kręgu kulturowego. Nie mam amnezji. Po prostu lepiej ją rozumiem.

Rozplatanie tęczy

Obraz
Niemiłosiernie długo tę książkę czytałam. Jest napakowana wiedzą, w większości nową dla mnie*. Poza tym ciągłe wrzutki jego ulubionych wierszy wybijały mnie z rytmu. Raz leciała mi para z uszu, bo akurat przyswajałam coś z nauk ścisłych. A za moment Dawkins przestawiał wajchę na poezję, co jest kompletnie innym rodzajem myślenia. Choć trzeba mu przyznać, że pojęcie dobrej i złej poezji nauki to pierwszy w mym życiu pomost między tymi dwiema dziedzinami. I że poczucie bycia skromnym wikarzyną na przyjęciu pełnym książąt jest mi doskonale znane.  En bref, książka ciekawa, lecz jeśli jesteś bardziej humanistą niż ścisłowcem, to się nie zrażaj. Dowiesz się znacznie więcej, niżbyś mógł się spodziewać, sądząc z dość przeciętnej objętości książki.  *Tu pozdrawiam moją panią od fizyki w liceum, która skutecznie zgasiła mój entuzjazm dla jej dziedziny, mówiąc, iż nie ma co dyskutować o tym, co było przed Wielkim Wybuchem, bo czas wtedy nie istniał. 

Małpek

Obraz
Małpek nie od razu zorientował się, kim jest. Najpierw powstał tułów i nogi. Umiał więc biegać i odczuwać głód, lecz nic nie widział ani nic nie słyszał. Potem dostał ręce. Łapał nimi, co popadnie. W końcu przyszyto mu pyszczek. A gdy dostał guzikowe oczka i wyszyte czerwoną nitką usta, wydał okrzyk radości.  Ale, zaraz? Czemu nie słyszał sam siebie? Mama szybko odczepiła mu uszy. Grube i mięsiste, tak jak prosił jej Synek. Małpek był prawie gotów. Mógł skakać i fikać koziołki. Czuł jednak, że nadal czegoś mu brakuje. Nagle pacnął się łapką w łepek! Ogon! Chciał mieć ogon! Wiercił się tak strasznie, aż Mama zrozumiała. Dorobiła mu i ogon. Wtedy okręcił się wokół siebie pięć razy i wskoczył Chłopcu na szyję. Uszczęśliwiony pacał go po twarzy łapkami. To zawisał na nim na nóżkach, to na ogonku. Piszczał i krzyczał i choć Mama go nie słyszała, to Synek słyszał aż nazbyt dobrze. - Jak go nazwiesz? - spytała z uśmiechem. - Małpek - wyszeptał Chłopiec - a Małpkowi ze szczęścia zakręciło się